niedziela, 3 lutego 2013

Inaczej...


Jakieś 15 lat temu zainteresowałam się haftem krzyżykowym. Stało się to za sprawą mojej koleżanki, która wieczory poświęcała na xxx, a jej prace szczerze podziwiałam. Były dopracowane we wszystkich szczegółach, po prostu piękne. Jak wiadomo, dostęp do wzorów i materiałów był wówczas bardzo ograniczony, a Internet w Polsce nawet nie raczkował.
Pewnego dnia zobaczyłam u owej koleżanki niemal skończony obrazek przedstawiający mężczyznę w domowej bibliotece, ten właśnie:




I cóż w tym dziwnego, zapytacie. Otóż wszelkie prace dziewczyna wyszywała ze zdjęć. Zrobiła fotografie gotowych prac z niemieckich katalogów hafciarskich, powiększała je do formatu A4, godzinami dobierała kolory mulin i miesiącami pracowała nad kolejnymi dziełami. Czapki z głów!

Dziś jest łatwiej – schematów cała masa, a sklepy walczą o klienta. Raj dla hafciarek, w tym mnie, choć ja w xxx miałam przerwę. Obraziłam się na krzyżyki i cały swój warsztat (obszerny dodam) sprzedałam w znanym serwisie aukcyjnym, za około 50 zł. Odbudowałam go później wydając znacznie więcej :-D

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Ostatnio na wielu blogach trwają dyskusje, często współprowadzone przez anonimowych komentatorów, gdzie zarzuca się autorowi plagiat i nieuprawnione wykorzystywanie cudzych pomysłów. Dla mnie to śmieszne. Większość z nas korzysta z gotowych schematów, a sposób wykorzystania prac pokazujemy głównie dlatego, żeby innych inspirować. Ja to tak rozumiem.

Inna rzecz to udział w zabawach typu RR. Sama w 2 takich biorę udział i często zadziwia mnie tragiczny stan kanw, które do mnie docierają. W każdą pracę wkładamy dużo czasu i energii, dbając o to, żeby efekt końcowy był taki, jaki sobie zamierzyłyśmy. Niestety, pewnie nie wszystkie uczestniczki RR takowy efekt zobaczą na swoich kanwach. Bo wielu plam z jedzenia (!) i kosmetyków (!) pewnie nie uda się usunąć. Przykre to. Mój mąż mówi, że jeśli chodzi o xxx lub prace scrapbookingowe, mam nerwicę natręctw - ręcę myję non-stop, a "dzieła" przechowuję w miejscach niedostępnych dla niecnych trolli, które tylko czyhają, by takowy wyrób zniszczyć ;-) Wasze prace szanuję na równi ze swoimi, ale pewnie bieżące RRy będą moimi ostatnimi, z wyżej podanych powodów. Szkoda, bo taka forma pracy bardzo mnie motywuje, daje kopa do działania, kiedy pojawia się "niechciacz".
Pozdrawiam niedzielnie :-) 
romaya

3 komentarze:

Lucyna pisze...

Dobrze, ze wróciłaś do xxx - chyba zbyt pośpiesznie pozbyłaś się swojego warsztatu. Ale za to jak się rozwijasz ... tempo ekspresowe.

Co do kanw, to mam nadzieję, ze sytuacja powoli zacznie się zmieniać na lepsze. Ja niestety juz nie zapiszę się do udziału w zabawie RR, mimo, ze idea fajna i faktycznie kopniak do pracy był.

Buźka

Kinia pisze...

Na szczęście są jeszcze inne zabawy typu SAL czy wymianki, kopniak do pracy jest, choć i tutaj zdarzają się rozczarowania.
W zwyczaju jest że chwalimy się otrzymywanymi upominkami, zachwalamy jakie cuda...i jestem jak najbardziej za tym, jednak co można napisać, gdy dostajesz przesyłkę, z której wyciągasz rzeczy zakupione w pasmanterii?!
No nie powiem ładne, ale chyba zasadą jest, że rzeczy sklepowe maja być miłym dodatkiem, a głównym elementem rzecz wykonana własnoręcznie.
Ja to odbieram jako lekceważenie drugiej osoby, bo po co będę poświęcać czas, żeby coś przygotować, skoro mogę udać się do sklepu i załatwić wszystko w 10 min.
Więc czego oczekiwać po RRach, gdzie kanwa przechodzi przez tyle rąk i w zasadzie nie wiadomo kto zawalił.
Ale może tylko ja mam takie zdanie?!

Myśli pisane pisze...

ja też zanim wezmę robótkę do ręki ręce muszę umyć ;-) to może dołączcie do kanw zeszyt, gdzie każdy będzie wpisywał: w dniu dzisiejszym dostałam kanwę w stanie... ma plamę tu i tu itd... i wtedy się dojdzie do 'brudasków'